Poszukiwania trwały jakiś czas, obejrzeli sporo domów, aż trafili na podupadłe poniemieckie gospodarstwo w Czarnkowiu. Najpierw staruszka, która tu mieszkała nie chciała sprzedać posesji, w końcu po dwóch latach sama zadzwoniła. Andrzej – głowa rodziny – od razu wiedział, że to będzie ich miejsce na ziemi. Jego żona – Bożena – nie była do końca przekonana czy chce zamieszkać na takim odludziu. Przyjechali tu na majowy weekend i już do miasta nie wrócili. I tak zaczął się nowy rozdział w ich życiu.
Prace remontowe ruszyły pełną parą, niestety okazało się, że dom z XIX wieku nie jest w najlepszym stanie i musiał zostać rozebrany do szkieletu. – Zależało nam, żeby zachować zabytkowy charakter budynków, a jednocześnie połączyć tradycję z nowoczesnością. Większość prac wykonaliśmy sami – mówi Andrzej. – Zawsze lubiłem pracę z drewnem, sprawia mi to przyjemność. Sam położył podłogi, wymienił stolarkę, zrobił meble. Żona i córka Marta pomagały przy malowaniu.
To właśnie Marta wpadła na pomysł wykorzystania budynku gospodarczego z początku XX wieku na pensjonat. – Rodzice zamieszkali na wsi, rodzina i znajomi z chęcią ich odwiedzali i byli pod wrażeniem pozytywnej energii emanującej z otoczenia. Cisza, spokój, bliskość natury gwarantowały wspaniałą jakość wypoczynku, aż nie chciało się stąd wyjeżdżać. Pomyślałam, że może warto podzielić się tym z innymi. Ale mój pomysł spotkał się z dużą dozą sceptycyzmu. Bo po co niby ludzie mają tu przyjeżdżać? Ani morza, ani gór, co to za atrakcja. Gdy skończyłam kierunek projektowania wnętrz, udało mi się w końcu przekonać rodziców i zaczął się remont dawnego chlewiku, który trwał dwa lata. Marta przygotowała projekt pięciu pokoi, które urządziła w ciepłym, skandynawskim stylu, z przewagą bieli przełamanej soczystymi kolorami. W każdym funkcjonalnie zaaranżowanym pomieszczeniu znajdują się elementy wystroju wnętrz, które ucieszą wrażliwe na piękno oko – nowoczesne lampy, designerskie wieszaki, folkowe tkaniny, tapety z motywami natury. Inspiracją dla nazw pokoi była klasyka radzieckiej kinematografii, tak bardzo ukochana przez Martę – i tak możemy zamieszkać w „Damie z pieskiem”, Małym marzycielu”, „Koniku garbusku”, „Świat się śmieje” czy „Tak tu cicho o zmierzchu”. Stali bywalcy dobrze znają już anegdotę, jak Bożena odrzuciła „Siedemnaście mgnień wiosny” przez brak sympatii dla agenta Stirlitza. Zaś „Lecą Żurawie”, opowieść o romantycznej miłości, dała nazwę całemu pensjonatowi – właśnie z pasji i miłości dla przyrodniczego położenia domu, w pobliżu którego znajdują się siedliska żurawi. Z tarasu na pierwszym piętrze, z którego rozpościera się niesamowity widok na okolicę, często możemy podziwiać parkę tych dostojnych ptaków przechadzającą się po łące, w tym roku pojawiły się też małe. Ich donośny klangor słychać z daleka.
– W pierwszym roku, kiedy otworzyliśmy pensjonat dla gości, cieszyliśmy się z każdej wizyty, byliśmy ciekawi czy ludziom się tutaj spodoba, trochę niepewni czy wszystko się uda. W zeszłym roku przyjechało tylu gości, że przerosło to nasze najśmielsze oczekiwania – śmieje się Marta. Najczęściej odwiedzają nas rodziny z dziećmi, bo właśnie dla nich przygotowaliśmy szereg atrakcji. Najmłodsi mogą swobodnie biegać po rozległym terenie i hasać do woli, czeka na nich plac zabaw, basen, a gdy pada deszcz, spędzają czas w odnowionej niedawno stodole, gdzie przestrzeń przystosowana jest do zabaw – piętrowy domek, zjeżdżalnia, ścianka wspinaczkowa, drewniany stragan, stół do ping-ponga, piłkarzyki i oczywiście mnóstwo zabawek. Jeśli pogoda dopisuje, można wybrać się na spacer, na przejażdżkę rowerową, nad jedno z wielu okolicznych jezior lub po prostu odpoczywać w otoczeniu starego sadu jabłonnego, czy w cieniu czereśni, która latem ugina się pod ciężarem owoców, ku uciesze gości. Gdy drzewa owocowe zaczynają obradzać w owoce, a w ogrodzie pojawiają się warzywa, robimy przetwory – opowiada Bożena. To ona właśnie wiedzie główny prym w kuchni. Przygotowuje dania klasyczne, domowe, z naturalnych składników. Na stole pojawia się więc pomidorowa z makaronem, gołąbki, pieczone żeberka, jagodzianki, ciasto drożdżowe. Marta pomaga, często eksperymentuje z nowymi przepisami. – Czasem, jak mi coś nie wyjdzie, mama ratuje sytuację, odpowiednio doprawi i wyczarowuje nową potrawę. Staramy się podążać za potrzebami naszych gości, dlatego też można u nas zjeść dania wegetariańskie, wegańskie, bezglutenowe czy bez nabiału. Cały czas się uczymy, szkolimy, ostatnio byłyśmy na warsztatach kulinarnych na temat kuchni roślinnej.
Zdarzały się też ciężkie chwile. Na przykład wtedy, gdy w nowo odrestaurowanym domu wybuchł pożar. We wsi wyłączono prąd, właścicieli nie było w domu, nie zadziałały czujniki przy kominku. Sąsiedzi zobaczyli unoszący się dym i przybiegli na pomoc. Uratowali cały dobytek, pomimo siarczystego mrozu na dworze wynosili wszystko co się dało. – Mieliśmy zacząć właśnie pierwszy sezon w pensjonacie, a tu takie nieszczęście. Przenieśliśmy się do wyszykowanych pokoi w budynku gospodarczym, bo dom nie nadawał się do mieszkania. Trzeba było wszystko remontować od nowa. Gdy z końcem wiosny przyjechali pierwsi goście, spaliśmy pokotem w kuchni, bo dom nie był jeszcze gotowy. Na szczęście ten pechowy start położył kres dalszym niepowodzeniom. Nawet jeśli czasem wyłączą prąd, goście cieszą się na kolację przy świecach. Niedawno pensjonat świętował piąte urodziny. Goście wyjeżdżają zadowoleni, uśmiechnięci, wypoczęci, często wracają do Czarnkowia, by choć na chwilę móc zapomnieć o codziennych obowiązkach. A gdy nadchodzi wieczór, otuleni kocem na leżaku, z rozmarzeniem podziwiają gwiazdy na rozświetlonym niebie. Tak tu cicho o zmierzchu…
Cena: 150 PLN za 2 os pokój bez śniadania
Liczba pokoi: 5
Atrakcje: rowery, spływy kajakowe, wynajęcie żaglówki, plenery fotograficzne, przejażdżki jeepem, ognisko, w pobliżu sanatoria i spa
Miejsce przyjazne dzieciom
Udogodnienia: wi-fi
Zdjęcia: Marta Świrko, Andrzej Świrko, Pees Studio, Tasty Places